Stali na terakocie, boso i przyglądali się sobie. Na dworze było już ciemno, jedynie księżyc świecił na niebie. W końcu Erik odezwał się:
- Może lepiej już chodźmy... - Lizabette się nie odezwała, tylko pokręciła głową. - To ja już idę, tylko nie rób nic niebezpiecznego, proszę.
- Okej... - powiedziała zachrypłym głosem.
Gdy tylko Erik przeszedł przez próg, zgasło światło. Lizabette tego nie zauważyła, stała tyłem do drzwi. Nagle chłopak ujrzał iskierki, czerwone iskierki - iskierki miłości lub pożądania. Zanim zdążył coś w ogóle pomyśleć, okrążyły go. Wtedy w czerwonej poświacie ukazała się Lenore. Nikt tego nie widział - najprawdopodobniej dziewczyny weszły w trans, przez magię Lenore.
Jednak Lizabette zachowała czujność. W końcu się odwróciła, gdyż chciała wejść. Niestety nie mogła - drzwi były zatrzaśnięte. Mieniły się czerwonym blaskiem.
O co chodzi? Czy to coś może znaczyć? Tam jest ciemno! Chwila... Czerwone światło?! - myślała gorączkowo Lizabette. Bała się, że to coś nie tak, skoro drzwi się zatrzasnęły, a w środku, przez szybkę, było widac czerwone światło. Chciała wejść. Nie widziała nikogo w środku, oślepiał ją blask światła. Zapukała. Nikt nie podszedł. Zrezygnowana postanowiła użyć magii. Osłabła nieco, ale po kilku sekundach wróciła do przytomności, próbując znów. Udało się, drzi się otwarły, ale...
Ale co to ma znaczyć?! - Lizabette była naprawdę zdziwiona i jednocześnie zdenerwowana. Co oni robili?! Na paluszkach podeszła do nich, by ich rozpoznać - niestety jej obawy się sprawdziły - to byli Erik i Lenore! Nie wiedziała, jak zareagować. Czy uderzyć Erika, czy raczej Lenore. Pomyślała, że lepiej walczyć z czarownicą - Erik może nie wiedzieć, co robi, być pod wpływem czarów. Nie znała się jeszcze na tm na tyle dobrze, by wyciągac wnioski. W końcu oprzytomniała i ...
- Lizabette, oh, Lizabette! Patrz! Patrz, Erik mnie kocha! A ty jesteś tą dzi***.. Która... Ahh. - odsunęła Erika, który nagle osunął się na ziemię.
- Erik! - Liz podbiegła do niego i przyłożyła rękę do jego szyi - nie czuła tętna, jedynie magię pulsującą mu pod skórą. - Co ty mu zrobiłaś!?
- Spokojnie. Nic mu nie zrobiłam. Jedynie go uwiodłam i on sam, z podniecenia się osunął. Pff.
- Przestań! To nieprawda! Zaczarowałaś go! On nie mógł z własnej woli ciebie... Nie! - krzyknęła, bo Lenore skierowała na nią iskry. Nie zdążyła nawet się schylić. Iskry dopadły ją i nie było już odwrotu. To była magia usypiająca. Jest bardzo silna, kto rzucił to zaklęcie, sam mógł sobie coś zrobić. Ale Lenore nic się nie stało. Zapaliła z powrotem światło i pomalowała sobie usta czerwoną szminką, pocałowała w policzek Erika, a następnie wytarła usta i usiadła na swoim łóżku. Szepnęła sama do siebie:
-Musi być jakiś ślad.
Po chwili wszyscy się obudzili. Na początku byli oszołomieni, rozglądali się dookoła. Po chwili wszystko się im przypomniało. Nawet dziewczynom. To nie był zwykły trans. Coś podobnego do OOBE, ale utworzony magią.
- Co to, cholerciaa... o jejczyk, Erik, Lizabette! Wy, kjurdę, nie wyglądacie najlepiej! - powiedziała Tanya.
- Tanya! Boże, ty żyjesz! Lenore was zaczarowała? - zapytała Liz.
-Eee, hm... Chyba tak.
Erik podbiegł do Lizabette.
- Lizabette... Ja cię przepraszam...
- Nie przepraszaj. Wiem, co się stało. Ale jakim cudem to zapamiętaliście?!
-Tak już jest po prostu. - odezwała się Alyssa. - Spojrzała na zegarek. - Ej, już jest wpół do pierwszej, chyba musimy już się położyć.
-Dobry pomysł. - Położyli się do łóżek.
- Może lepiej już chodźmy... - Lizabette się nie odezwała, tylko pokręciła głową. - To ja już idę, tylko nie rób nic niebezpiecznego, proszę.
- Okej... - powiedziała zachrypłym głosem.
Gdy tylko Erik przeszedł przez próg, zgasło światło. Lizabette tego nie zauważyła, stała tyłem do drzwi. Nagle chłopak ujrzał iskierki, czerwone iskierki - iskierki miłości lub pożądania. Zanim zdążył coś w ogóle pomyśleć, okrążyły go. Wtedy w czerwonej poświacie ukazała się Lenore. Nikt tego nie widział - najprawdopodobniej dziewczyny weszły w trans, przez magię Lenore.
Jednak Lizabette zachowała czujność. W końcu się odwróciła, gdyż chciała wejść. Niestety nie mogła - drzwi były zatrzaśnięte. Mieniły się czerwonym blaskiem.
O co chodzi? Czy to coś może znaczyć? Tam jest ciemno! Chwila... Czerwone światło?! - myślała gorączkowo Lizabette. Bała się, że to coś nie tak, skoro drzwi się zatrzasnęły, a w środku, przez szybkę, było widac czerwone światło. Chciała wejść. Nie widziała nikogo w środku, oślepiał ją blask światła. Zapukała. Nikt nie podszedł. Zrezygnowana postanowiła użyć magii. Osłabła nieco, ale po kilku sekundach wróciła do przytomności, próbując znów. Udało się, drzi się otwarły, ale...
Ale co to ma znaczyć?! - Lizabette była naprawdę zdziwiona i jednocześnie zdenerwowana. Co oni robili?! Na paluszkach podeszła do nich, by ich rozpoznać - niestety jej obawy się sprawdziły - to byli Erik i Lenore! Nie wiedziała, jak zareagować. Czy uderzyć Erika, czy raczej Lenore. Pomyślała, że lepiej walczyć z czarownicą - Erik może nie wiedzieć, co robi, być pod wpływem czarów. Nie znała się jeszcze na tm na tyle dobrze, by wyciągac wnioski. W końcu oprzytomniała i ...
- Lizabette, oh, Lizabette! Patrz! Patrz, Erik mnie kocha! A ty jesteś tą dzi***.. Która... Ahh. - odsunęła Erika, który nagle osunął się na ziemię.
- Erik! - Liz podbiegła do niego i przyłożyła rękę do jego szyi - nie czuła tętna, jedynie magię pulsującą mu pod skórą. - Co ty mu zrobiłaś!?
- Spokojnie. Nic mu nie zrobiłam. Jedynie go uwiodłam i on sam, z podniecenia się osunął. Pff.
- Przestań! To nieprawda! Zaczarowałaś go! On nie mógł z własnej woli ciebie... Nie! - krzyknęła, bo Lenore skierowała na nią iskry. Nie zdążyła nawet się schylić. Iskry dopadły ją i nie było już odwrotu. To była magia usypiająca. Jest bardzo silna, kto rzucił to zaklęcie, sam mógł sobie coś zrobić. Ale Lenore nic się nie stało. Zapaliła z powrotem światło i pomalowała sobie usta czerwoną szminką, pocałowała w policzek Erika, a następnie wytarła usta i usiadła na swoim łóżku. Szepnęła sama do siebie:
-Musi być jakiś ślad.
Po chwili wszyscy się obudzili. Na początku byli oszołomieni, rozglądali się dookoła. Po chwili wszystko się im przypomniało. Nawet dziewczynom. To nie był zwykły trans. Coś podobnego do OOBE, ale utworzony magią.
- Co to, cholerciaa... o jejczyk, Erik, Lizabette! Wy, kjurdę, nie wyglądacie najlepiej! - powiedziała Tanya.
- Tanya! Boże, ty żyjesz! Lenore was zaczarowała? - zapytała Liz.
-Eee, hm... Chyba tak.
Erik podbiegł do Lizabette.
- Lizabette... Ja cię przepraszam...
- Nie przepraszaj. Wiem, co się stało. Ale jakim cudem to zapamiętaliście?!
-Tak już jest po prostu. - odezwała się Alyssa. - Spojrzała na zegarek. - Ej, już jest wpół do pierwszej, chyba musimy już się położyć.
-Dobry pomysł. - Położyli się do łóżek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz