Opowiadanie przechodzi gruntowne zmiany w treści. Zostanie ulepszone, poprawione zostaną błędy i zmieni się fabuła. Potrwa to pewien czas. Zmieni się m.in szybkość akcji, niektóre postacie i zakończenie. Niektóre części wątków zostaną przeniesione do Części II - "Początku". Tekst będzie tez bardziej zrozumiały i prostszy w odbiorze.
23
Wyszli z drugiego wymiaru. Tanya oprzytomniała dopiero pod stadniną. Czy Erik naprawdę uwięził Lenore w trzecim wymiarze?
- Doszło do mnie polecenie, abym zrzucił Lenore w trzeci wymiar. Od króla świata magicznego w drugim wymiarze. W trzecim jest więzienie dla najgroźniejszych przestępców. Wielokrotnie łamała prawo magiczne, ale to długa historia...
- Erik? - po raz pierwszy od tamtego zajścia Lizabette w miarę normalnie się odezwała.
- Tak?
- Nie mów już nic o Lenore. To przeszłość. Zajmijmy się wszystkim od nowa. Lepiej. Tanya...
- Ja pójdę już do domu, położę się i pogadam z dziewczynami... Pa. - Tanya puściła oczko do Erika i oddaliła się.
- Chodźmy do stajni. - machnął dziwnie ręką, a wszystkie konie zarżały.
- Hej... O co chodzi?
Weszli, a oczom Lizabette ukazał się niesamowity widok. Konie stały w udekorowanych boksach. Wszędzie były kwiaty, wstążki, a na środku stała Kwadra. A na niej Tanya w prześlicznej sukience z małym pudełeczkiem w dłoni. Drzwi się zamknęły.
Erik uklęknął przed Lizabette.
- Yyy... Erik? - Liz była zdezorientowana.
- Kocham cię. Tylko z tobą chciałbym spędzić resztę życia. Wyjdziesz za mnie? - pudełeczko w ręce Tanyi otwarło się, a maleńki pierścionek uniósł się ze środka.
- Erik... Ja też cię kocham... Ach... Tak!
Pierścionek przyleciał i nasunął się na palec Liz. Kwadra stanęła dęba i powiedziała ludzkim głosem:
- Uwielbiam szczęśliwe zakończenia...
- Doszło do mnie polecenie, abym zrzucił Lenore w trzeci wymiar. Od króla świata magicznego w drugim wymiarze. W trzecim jest więzienie dla najgroźniejszych przestępców. Wielokrotnie łamała prawo magiczne, ale to długa historia...
- Erik? - po raz pierwszy od tamtego zajścia Lizabette w miarę normalnie się odezwała.
- Tak?
- Nie mów już nic o Lenore. To przeszłość. Zajmijmy się wszystkim od nowa. Lepiej. Tanya...
- Ja pójdę już do domu, położę się i pogadam z dziewczynami... Pa. - Tanya puściła oczko do Erika i oddaliła się.
- Chodźmy do stajni. - machnął dziwnie ręką, a wszystkie konie zarżały.
- Hej... O co chodzi?
Weszli, a oczom Lizabette ukazał się niesamowity widok. Konie stały w udekorowanych boksach. Wszędzie były kwiaty, wstążki, a na środku stała Kwadra. A na niej Tanya w prześlicznej sukience z małym pudełeczkiem w dłoni. Drzwi się zamknęły.
Erik uklęknął przed Lizabette.
- Yyy... Erik? - Liz była zdezorientowana.
- Kocham cię. Tylko z tobą chciałbym spędzić resztę życia. Wyjdziesz za mnie? - pudełeczko w ręce Tanyi otwarło się, a maleńki pierścionek uniósł się ze środka.
- Erik... Ja też cię kocham... Ach... Tak!
Pierścionek przyleciał i nasunął się na palec Liz. Kwadra stanęła dęba i powiedziała ludzkim głosem:
- Uwielbiam szczęśliwe zakończenia...
22
- Chodź, otworzę tą dziurę, tam wejdziemy razem i już tam zostaniemy. Na zawsze. - Erik otworzył tajemną dziurę. - Wejdź pierwsza, panie przodem...
- Erik! Czy kochasz tylko mnie?
- Tak. - zakaszlnął.
Lizabette osunęła się na Tanyę. Tak wielki ból sprawiły jej te słowa. Jednak Tanya, zamiast pocieszyć ją, uderzyła ją w policzek.
- Dziewczyno, patrz, co teraz będzie! Patrz!
Lenore wskoczyła do dziury, jedną ręką dalej trzymała się Erika.
- Chodź, Erik! Kocham cię... A Lizabette może spier... - Trzecie zdanie powiedziała tak cicho, że Erik nie usłyszał, a jednak tak głośno, że Lizabette usłyszała.
Lecz ku zdziwieniu Lizabette, całej we łzach, Erik nie skoczył za tamtą, ale...
- Ja ciebie nie. Kocham Lizabette, a ty jesteś skończona. Witaj swój nowy dom - więzienie w trzecim wymiarze. - Puścił ją, a chwilę potem Lenore zniknęła z przeszywającym krzykiem. Dziura się zamknęła. To wydarzenie całkowicie zbiło z tropu obserwatorki. Co? Lenore stracona? Nie chce się wierzyć.
- Erik! Erik! Erik...! - Lizabette podbiegła do chłopaka, z takim zapałem, że go przewróciła.
- Lizabette... Ja...
- Ty... Ty... Co ty właściwie zrobiłeś... Ja nie mogę w to uwierzyć... - Liz płakała.
- Hej... - Tanya wyszła z cienia drzewa. - Nie mów nic. I tak już nic nie rozumiem. - zemdlała.
- Erik! Czy kochasz tylko mnie?
- Tak. - zakaszlnął.
Lizabette osunęła się na Tanyę. Tak wielki ból sprawiły jej te słowa. Jednak Tanya, zamiast pocieszyć ją, uderzyła ją w policzek.
- Dziewczyno, patrz, co teraz będzie! Patrz!
Lenore wskoczyła do dziury, jedną ręką dalej trzymała się Erika.
- Chodź, Erik! Kocham cię... A Lizabette może spier... - Trzecie zdanie powiedziała tak cicho, że Erik nie usłyszał, a jednak tak głośno, że Lizabette usłyszała.
Lecz ku zdziwieniu Lizabette, całej we łzach, Erik nie skoczył za tamtą, ale...
- Ja ciebie nie. Kocham Lizabette, a ty jesteś skończona. Witaj swój nowy dom - więzienie w trzecim wymiarze. - Puścił ją, a chwilę potem Lenore zniknęła z przeszywającym krzykiem. Dziura się zamknęła. To wydarzenie całkowicie zbiło z tropu obserwatorki. Co? Lenore stracona? Nie chce się wierzyć.
- Erik! Erik! Erik...! - Lizabette podbiegła do chłopaka, z takim zapałem, że go przewróciła.
- Lizabette... Ja...
- Ty... Ty... Co ty właściwie zrobiłeś... Ja nie mogę w to uwierzyć... - Liz płakała.
- Hej... - Tanya wyszła z cienia drzewa. - Nie mów nic. I tak już nic nie rozumiem. - zemdlała.
21
- Boże... Dawajcie ją tu! - krzyknęła Tanya, gdy tylko dotarli do bramy. Położono ją na trawie za domem. - Tu nikt nie zobaczy. Okej... Jeny, skupić się nie mogę! O jeju... - zaczęła czarować.
- Dawaj, Tanya, dawaj! Nie mamy czasu, zaraz będzie obiad... Zobaczą, że nas nie ma... - martwiła się Alyssa.
- Wróćmy do tamtego dnia, kiedy wszystko się zaczęło...
- Dawaj, Tanya, dawaj! Nie mamy czasu, zaraz będzie obiad... Zobaczą, że nas nie ma... - martwiła się Alyssa.
- Wróćmy do tamtego dnia, kiedy wszystko się zaczęło...
***
- Ach... Co jest?!
Lizabette leżała na mokrej trawie, było chyba wcześnie... Czy czas się cofnął?
-Hej! - Lizabette podskoczyła. To głos Tanyi? - Liza...
- Tanya!!! Co się stało?
- Wstawaj... Nie panikuj, cofnęliśmy czas, ale tylko my to wiemy, więc cii...
- O-okeej...
Ruszyły w kierunku domu na obiad. Weszły po schodach, usiadły przy stole nakrytym białym obrusem. Chwilę później dosiedli się inni. Ale nie było z nimi Erika. I Lenore. Lizabette i Tanya zaczęły się martwić.
- Smacznego... - powiedziała pani Lilianna.
- Dziękujemy, ale my dzisiaj nie zjemy... - odparła Lizabette.
- Dlaczego? - zaniepokoiła się.
- Bo musimy iść do pokoju, musimy zrobić coś ważnego... Przepraszamy. - Tanya i Lizabette wyszły.
Zaraz już były w pokoju, ale nie zastały tam nikogo. Spodziewały się najgorszego, bo Lenore jest zdolna do wszystkiego.
- A jak znowu uwio...
- Nie mów tego słowa! - krzyknęła Lizabette. - Jeśli jednak znowu oni coś ze sobą, to zrywam z Erikiem. A jak on tylko wykorzystuje sytuację...?
-Ciicho! Cii... Patrz; są tam! - Tanya popchnęła Lizabette i ukryły się za krzakiem przy bramie. - Oni idą na łąkę! Ej, oni zniknęli! - Ruszyły w miejsce, gdzie jeszcze przed sekundą znajdowała się para.
- Okej, ale nie właźmy do trzeciego wymiaru. - Podbiegły i weszły w drugi wymiar.
- Idą w kierunku plaży... Musimy za nimi iść, coś knują. - Tanya ruszyła pierwsza. Słychać było głosy rzekomych "zakochańców", jak to by brzmiało w nasyconym neologizmami języku Tanyi.
- Jeszcze parę minut drogi, a będziemy na miejscu. Romantyczna sceneria, tylko my we dwoje... - z tonu głosu Erika można było wyczuć, że albo chce zorganizować cichą randkę, albo coś planuje, niekorzystnego dla Lenore. Ale w taki sposób, że rozanielona dziewczyna tego nie odkryje.
Lizabette nie chciała już iść dalej, była niemal pewna, że za chwilę nie tylko Erik ją zrani, i to mocno, ale ona sama siebie zabija tym, że jeszcze zwleka z oddaleniem się. Ale po tych nieznośnie długich paru minutach zdębiała.
-Hej! - Lizabette podskoczyła. To głos Tanyi? - Liza...
- Tanya!!! Co się stało?
- Wstawaj... Nie panikuj, cofnęliśmy czas, ale tylko my to wiemy, więc cii...
- O-okeej...
Ruszyły w kierunku domu na obiad. Weszły po schodach, usiadły przy stole nakrytym białym obrusem. Chwilę później dosiedli się inni. Ale nie było z nimi Erika. I Lenore. Lizabette i Tanya zaczęły się martwić.
- Smacznego... - powiedziała pani Lilianna.
- Dziękujemy, ale my dzisiaj nie zjemy... - odparła Lizabette.
- Dlaczego? - zaniepokoiła się.
- Bo musimy iść do pokoju, musimy zrobić coś ważnego... Przepraszamy. - Tanya i Lizabette wyszły.
Zaraz już były w pokoju, ale nie zastały tam nikogo. Spodziewały się najgorszego, bo Lenore jest zdolna do wszystkiego.
- A jak znowu uwio...
- Nie mów tego słowa! - krzyknęła Lizabette. - Jeśli jednak znowu oni coś ze sobą, to zrywam z Erikiem. A jak on tylko wykorzystuje sytuację...?
-Ciicho! Cii... Patrz; są tam! - Tanya popchnęła Lizabette i ukryły się za krzakiem przy bramie. - Oni idą na łąkę! Ej, oni zniknęli! - Ruszyły w miejsce, gdzie jeszcze przed sekundą znajdowała się para.
- Okej, ale nie właźmy do trzeciego wymiaru. - Podbiegły i weszły w drugi wymiar.
- Idą w kierunku plaży... Musimy za nimi iść, coś knują. - Tanya ruszyła pierwsza. Słychać było głosy rzekomych "zakochańców", jak to by brzmiało w nasyconym neologizmami języku Tanyi.
- Jeszcze parę minut drogi, a będziemy na miejscu. Romantyczna sceneria, tylko my we dwoje... - z tonu głosu Erika można było wyczuć, że albo chce zorganizować cichą randkę, albo coś planuje, niekorzystnego dla Lenore. Ale w taki sposób, że rozanielona dziewczyna tego nie odkryje.
Lizabette nie chciała już iść dalej, była niemal pewna, że za chwilę nie tylko Erik ją zrani, i to mocno, ale ona sama siebie zabija tym, że jeszcze zwleka z oddaleniem się. Ale po tych nieznośnie długich paru minutach zdębiała.
20
Lizabette już od kilku dni krążyła po plaży, poszukując czegoś, co ją uratuje. Żadnej żywej duszy, jedzenia brak, a woda z jeziora nie jest krystalicznie czysta. Była skazana na przegraną ze śmiercią...
Nagle zauważyła czerwony sznurek, wiszący .. w powietrzu? Pomyślała, że może to pomoc z innego wymiaru... Spojrzała na swoje ubranie, na ręce, nogi... Nogi były pokaleczone kamieniami z lasu, gdzie szukała jedzenia, ręce miała brudne i całe w piasku, ubranie poniszczone, a ciało opalone... Przeczuwała, że wygląda jak jakiś pustelnik. Jednak chwyciła za sznurek i trzymała się go kurczowo.
***
- Erik!!! Erik, obudź się! - W drugim wymiarze był już późny wieczór. Lenore stała na czatach przy linie, a Erik zasnął. - Sznur się rusza!!! Wyczaruję przepaść! Ciichoooo! - Była bardzo zestresowana, ale jednocześnie szczęśliwa, że są jakieś oznaki z trzeciego wymiaru.
- Szybko.
Lenore poruszyła palcami, a Erik trzymał sznur. Przepaść znów się stworzyła, a w jej dole widać było wychudzonego, słabego i zaniedbanego człowieka. Trzymał się za sznurek. To była Liz.
- Na razie, jak ją wyciągniemy, to musimy przejść do pierwszego wymiaru, jak najszybciej. Chwila... Boże, jej ciało jest zbyt daleko od tego ciała! Ja wyjdę na chwilę, zadzwonię po Tanyę, ona przyprowadzi ciało. Za pomocą magii, bo wyjść pewnie nie może. Panie się wściekną...
- Idź tam, ja ją wyciągnę i zamknę przepaść.
Lizabette uniosła się nad powierzchnię ziemi, chłopak zamknął przepaść i dziewczyna opadła na jego ramiona. Przyjrzał się jej - wyglądała okropnie. Miał ochotę ją uściskać, ale nie mógł. Miała sparzone ciało promieniami słonecznymi. Współczuł jej, nacierpiała się tam, w trzecim wymiarze... W końcu ruszył w kierunku "wyjścia". Czekał, aż Lenore wejdzie i powie, że już koniec tego koszmaru. Stał kilka minut i wychylił głowę poza wymiar. Nikogo tam nie było, a Lizabette wyglądała na umarłą - nie czuć było tętna, ale to było normalne u czarodziejek - niestety nie czuć było u niej też magii, więc to już było niepokojące. A zwłaszcza to, że w ogóle nie odzywała się i miała zamknięte oczy. Czekał już, na oko, godzinę lub więcej, a Lenore nigdzie nie było widać. Wokoło zapadła noc.
- Erik! Chodź, wyłazimy stąd, tam już pora obiadowa. - pojawiła się w końcu Lenore. - Przepraszam, że długo, ale były problemy. Szybko.
Wyszli, a ciała magiczne Liz połączyły się. Nadal była bardzo słaba. Ruszyli w kierunku stadniny.
Nagle zauważyła czerwony sznurek, wiszący .. w powietrzu? Pomyślała, że może to pomoc z innego wymiaru... Spojrzała na swoje ubranie, na ręce, nogi... Nogi były pokaleczone kamieniami z lasu, gdzie szukała jedzenia, ręce miała brudne i całe w piasku, ubranie poniszczone, a ciało opalone... Przeczuwała, że wygląda jak jakiś pustelnik. Jednak chwyciła za sznurek i trzymała się go kurczowo.
***
- Erik!!! Erik, obudź się! - W drugim wymiarze był już późny wieczór. Lenore stała na czatach przy linie, a Erik zasnął. - Sznur się rusza!!! Wyczaruję przepaść! Ciichoooo! - Była bardzo zestresowana, ale jednocześnie szczęśliwa, że są jakieś oznaki z trzeciego wymiaru.
- Szybko.
Lenore poruszyła palcami, a Erik trzymał sznur. Przepaść znów się stworzyła, a w jej dole widać było wychudzonego, słabego i zaniedbanego człowieka. Trzymał się za sznurek. To była Liz.
- Na razie, jak ją wyciągniemy, to musimy przejść do pierwszego wymiaru, jak najszybciej. Chwila... Boże, jej ciało jest zbyt daleko od tego ciała! Ja wyjdę na chwilę, zadzwonię po Tanyę, ona przyprowadzi ciało. Za pomocą magii, bo wyjść pewnie nie może. Panie się wściekną...
- Idź tam, ja ją wyciągnę i zamknę przepaść.
Lizabette uniosła się nad powierzchnię ziemi, chłopak zamknął przepaść i dziewczyna opadła na jego ramiona. Przyjrzał się jej - wyglądała okropnie. Miał ochotę ją uściskać, ale nie mógł. Miała sparzone ciało promieniami słonecznymi. Współczuł jej, nacierpiała się tam, w trzecim wymiarze... W końcu ruszył w kierunku "wyjścia". Czekał, aż Lenore wejdzie i powie, że już koniec tego koszmaru. Stał kilka minut i wychylił głowę poza wymiar. Nikogo tam nie było, a Lizabette wyglądała na umarłą - nie czuć było tętna, ale to było normalne u czarodziejek - niestety nie czuć było u niej też magii, więc to już było niepokojące. A zwłaszcza to, że w ogóle nie odzywała się i miała zamknięte oczy. Czekał już, na oko, godzinę lub więcej, a Lenore nigdzie nie było widać. Wokoło zapadła noc.
- Erik! Chodź, wyłazimy stąd, tam już pora obiadowa. - pojawiła się w końcu Lenore. - Przepraszam, że długo, ale były problemy. Szybko.
Wyszli, a ciała magiczne Liz połączyły się. Nadal była bardzo słaba. Ruszyli w kierunku stadniny.
19
W stajni było cicho, bez życia, mimo że panie były w dobrym humorze. Tanya chodziła z miotłą, Keisha wymieniała ściółkę, Alyssa sypała siano dla koni, ciało magiczne Liz pomagało we wszystkim, nie mogło robić nic samo. Nie dało się przewidzieć tego konsekwencji. Wszystkie wiedziały, co się stało z Lizabette. Wszystkie to przeżywały - ale nie dały po sobie poznać paniom. Nie mogły nic wiedzieć.
- Tanya, jeszcze tutaj. - Pani Lilianna pomagała też nieco dziewczynom.
Po jakichś trzech godzinach skończyły.
***
Dotarli na łąkę. Niestety, nie było tu już dawnych ogrodzeń. Orientacyjnie wyznaczyli trasę i po pewnym czasie odłączyli się od prawdziwego ciała, które w tej samej chwili stało się magiczne. Określili, gdzie ostatni raz skręcili i byli już na plaży. Na nieszczęście, chorągiewki nie było.
- Cholera! Ktoś zabrał - zdenerwowała się Lenore.
- Nie denerwuj się. Zostało wgłębienie. Patrz. - W prawdopodobnym miejscu zdarzenia ziemia zaczęła się świecić. - Lizabette! Lizabette! - rzucił się na piasek i walił w niego pięściami.
- Erik... To nic nie oznacza...
- Chcę tam wejść. - Erik nie myślał o nikim innym, niż o Lizabette.
- Nie możesz. Jeśli to zrobisz, stracisz moc i nigdy stamtąd nie wyjdziesz, sama cię nie wyciągnę.
- Ale Liz...
- Spokojnie. Musimy tam, hm... wczarować jakiś baardzo silny sznur. Wyczaruję go. - Po chwili trzymała już w ręce rzucający się w oczy czerwony sznur, który z pewnością zobaczy Liz. - Wtłoczę go magią w przepaść, która się zamknie, ale może też go wciągnąć... Okej, "poświęcę się"... - Zrobiła to, co powiedziała. Sznur w połowie został na ziemi, a w połowie był w trzecim wymiarze. - Boże... Udało się!
- To jeszcze nie wszystko.
- Tanya, jeszcze tutaj. - Pani Lilianna pomagała też nieco dziewczynom.
Po jakichś trzech godzinach skończyły.
***
Dotarli na łąkę. Niestety, nie było tu już dawnych ogrodzeń. Orientacyjnie wyznaczyli trasę i po pewnym czasie odłączyli się od prawdziwego ciała, które w tej samej chwili stało się magiczne. Określili, gdzie ostatni raz skręcili i byli już na plaży. Na nieszczęście, chorągiewki nie było.
- Cholera! Ktoś zabrał - zdenerwowała się Lenore.
- Nie denerwuj się. Zostało wgłębienie. Patrz. - W prawdopodobnym miejscu zdarzenia ziemia zaczęła się świecić. - Lizabette! Lizabette! - rzucił się na piasek i walił w niego pięściami.
- Erik... To nic nie oznacza...
- Chcę tam wejść. - Erik nie myślał o nikim innym, niż o Lizabette.
- Nie możesz. Jeśli to zrobisz, stracisz moc i nigdy stamtąd nie wyjdziesz, sama cię nie wyciągnę.
- Ale Liz...
- Spokojnie. Musimy tam, hm... wczarować jakiś baardzo silny sznur. Wyczaruję go. - Po chwili trzymała już w ręce rzucający się w oczy czerwony sznur, który z pewnością zobaczy Liz. - Wtłoczę go magią w przepaść, która się zamknie, ale może też go wciągnąć... Okej, "poświęcę się"... - Zrobiła to, co powiedziała. Sznur w połowie został na ziemi, a w połowie był w trzecim wymiarze. - Boże... Udało się!
- To jeszcze nie wszystko.
18
Te słowa Liz, które zabrzmiały Erikowi w głowie, wybudziły go z z tego odrętwienia. Nagle wstał i krzyknął:
- Musimy ją znaleźć! - i wybiegł z domu w kierunku plaży.
- Erik! Oh, dziewczyny, nie wiecie, co mu się stało? - zaniepokoiła się pani Roxanne.
- To nic takiego. Poszedł na sto procent na plażę, tam zgubił telefon. Niech się pani nie martwi, wróci niedługo, jest rozsądny. - wyjaśniła Keisha, która jest mistrzynią kłamstw i fałszu.
Po śniadaniu zabrano się do sprzątania w stajni.
- Musimy ją znaleźć! - i wybiegł z domu w kierunku plaży.
- Erik! Oh, dziewczyny, nie wiecie, co mu się stało? - zaniepokoiła się pani Roxanne.
- To nic takiego. Poszedł na sto procent na plażę, tam zgubił telefon. Niech się pani nie martwi, wróci niedługo, jest rozsądny. - wyjaśniła Keisha, która jest mistrzynią kłamstw i fałszu.
Po śniadaniu zabrano się do sprzątania w stajni.
***
Erik biegł ile sił miał w nogach. Co chwila czuł silne impulsy. Był przekonany, że pochodzą od Liz. Myślał, że ją znajdzie. Ale dopiero gdy znalazł się na plaży pełnej ludzi, zdał sobie sprawę, że nigdy nie znajdzie jej w tym wymiarze.
Trzeci wymiar, Erik, otrząśnij się! Poproś o pomoc... Lenore. Ona mnie zaczarowała, ty mnie uratujesz, ale z jej pomocą. Szybko!
Na początku wydawało mu się, że to sama Lizabette mówi do niego, ale potem uświadomił sobie, że to on sam myśli w ten sposób. Że to jego myśli, a nie słowa Liz. Lecz teraz znów jest pewien, że to Liz... przesyła mu informacje za pomocą telepatii? Przecież to nielogiczne. W trzecim wymiarze istoty z mocą paranormalną nie są w stanie jej używać. Tak go nauczono. Więc o co chodzi?
Nie zastanawiał się nad tym długo, popędził do Lenore. Wpadł jak burza do domu, aż panie się wystraszyły.
- Erik!
- Nie mam czasu na wyjaśnienia. Przepraszam was, panie, naprawdę to ważne! - nie wiedział jak się wytłumaczyć. Wiedział natomiast, że takim zachowaniem tylko pogarsza sprawę. Dotarł do Lenore. - Błagam, pomóż mi odnaleźć Liz, to ty ją tam wpędziłaś, jest w trzecim wymiarze! Pomóż.
- Okeej, a będzie coś w zamian? - Lenore zawsze była wyrachowana, ale w takiej sytuacji to było naprawdę wkurzające.
- Nie wiem! Zależy... Proszę, chodź za mną!
Pobiegli na miejsce, gdzie prawdopodobnie zniknęła Liz. Lenore dokonała ważnego odkrycia, bez którego znalezienie dziewczyny byłoby niemożliwe.
- Ale... My tu jej nigdy nie znajdziemy. Musimy wrócić do punktu wyjścia. Tu, ale w drugim wymiarze zniknęła Liz. Musimy oznaczyć to miejsce. Teraz ruszamy na łąkę, potem w tym samym miejscu odłączymy się od ciał fizycznych, ruszymy ciałem magicznym. To już będzie drugi wymiar, a tam dotrzemy z buta na miejsce zdarzenia. - Mówiła w pełnym skupieniu, ale jednego Erik nie rozumiał. Dlaczego Lenore nagle zaczęła zachowywać się tak, jakby lubiła Liz i nie zrobiła jej nic?
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)